Poszła Ola do (leśnego) przedszkola…

z Brak komentarzy

Leśne przedszkola

Wprawdzie moda na wspominki czasów PRL już trochę przeminęła, jednak te trzy literki ciągle budzą szeroką gamę skojarzeń. Wszyscy, których dzieciństwo przypadło na tę epokę, oprócz kartek na mięso i relaxów, pamiętają pewnie jeszcze takie dziwne rzeczy jak szalone zabawy poza domem, od świtu po zmrok. Oczywiście, najlepsze były te cieplejsze miesiące, ale zima wcale nie była przeszkodą. Każdy dzieciak marzył, żeby wyrwać się z domu, a obiad był wręcz karą, wszak trzeba było przerwać świetną zabawę na jakieś jedzenie.

Dziś bardzo często  za oknem cisza (względnie odgłosy pędzących samochodów ;)) Nieważne, czy to lato, czy zima, wakacje, ferie czy rok szkolny. Nikt nie gra w piłkę, nie szaleje po kałużach, nie jeździ nawet na rowerze. (Bo jeździ się po ścieżkach rowerowych a nie po ulicy przed domem.) Dziś dzieciaki chodzą do przedszkola lub/i na zajęcia dodatkowe, ewentualnie siedzą w domu, jeśli nie przy komputerze (bo rodzice ambitni), to na stercie zabawek edukacyjnych. Jak to możliwe, że kiedyś dzieciaki spędzały tyle czasu na dworze, czuły się dobrze, nie słyszały co to alergia, nie bały się byle mrówki, nie miały super zabawek, ani gier komputerowych, potrafiły się jednak świetnie bawić i dobrze czuć? Jak to możliwe, że bieganie po okolicznych krzakach nie sprawiło, że dzieci chorowały częściej, nie przyczyniło się także do patologii (bo samo latanie po krzakach nie kierowało na przestępczą ścieżkę ;)), nie spowodowało także szczególnego uszczerbku na inteligencji i co najlepsze – zazwyczaj zafundowało świetne wspomnienia? Dziwne, nieprawdaż?

Wiele słyszymy dziś o tym, że dzisiejsze dzieci za mało przebywają na świeżym powietrzu (albo przynajmniej na zewnątrz, bo z tą świeżością powietrza to dziś różnie bywa ;)), że siedzą w domach, siedzą w szkołach, siedzą na zajęciach dodatkowych i mają za mało ruchu. Ponadto, większość maluchów nie tylko nie ma pojęcia o jakiejkolwiek roślinności, ale przede wszystkim boi się natury. Pomijając (dość uzasadniony) strach przed kleszczami, bywa że panikę wzbudza każdy robaczek, a większe zwierzęta, jeśli nie są przyczyną strachu, to z kolei obrzydzenia. Mimo tego całego medialnego gadania, bardzo wielu rodziców, choć sami dzieciństwo spędzili inaczej, nadal woli zamknąć swoje dzieci w domach, bo teraz takie czasy. Tu i ówdzie jednak widać i słychać, że wyłaniają się rodzice, którzy pragną dla swoich pociech czegoś innego. I właśnie tutaj naprzeciw potrzebom wychodzi idea tzw. leśnych przedszkoli. W Polsce tego typu działalność to ciągle nowość, ale w innych krajach leśne przedszkola istnieją już od wielu lat. Przykładowo Niemczech przedszkola pojawiły się w 1968 roku, a jako formę edukacji uznano je w 1993 roku. Za kolebkę leśnych przedszkoli uważa się Danię, gdzie w latach 50-tych Ella Flautau  założyła pierwszą taką placówkę.   Skandynawowie zresztą przodują w rozprzestrzenianiu takiego pomysłu. Leśne przedszkola znane są także u naszych sąsiadów, czyli w Czechach.

Głównym założeniem leśnych przedszkoli jest spędzanie możliwie największej ilości czasu na świeżym powietrzu. Przedszkola takie funkcjonują bez budynków, a dzieci przebywają 80% czasu na zewnątrz. Zwykle przedszkole stacjonuje w ogrodzie lub lesie, a w przypadku gorszej pogody, dzieci chronią się np. w tipi, szałasie, domku z gliny, czy w baraku. Tylko ekstremalne warunki pogodowe sprawiają, że zajęcia przeniesione zostają do np. muzeum, pobliskiej leśniczówki, szkoły czy biblioteki. Brzmi strasznie? Być może dla rodziców, którzy przywykli chuchać i dmuchać na pociechy, zamykać je w cieplutkich pokojach by się czasem nie przeziębiły. Niestety, mija się to z celem, bo dziecko nie zbuduje odporności siedząc w sterylnie czystym, cieplutkim domu. Na dodatek, jak to jest, że skandynawskie dzieci dają radę w takich przedszkolach, a my tutaj mielibyśmy nie podołać…?

Przeciętny rodzic może wprawdzie zapytać: ale czy dzieci nie będą się w takim przedszkolu nudzić? No przecież… nie ma tam kolorowych zabawek, gier ani tabletów… To prawda, w leśnym przedszkolu zabawkami stają się znalezione w lesie szyszki, czy patyki, to wyobraźnia dzieci może wyjść na pierwszy plan, a na dodatek, także spożywanie posiłków może być świetną zabawą, gdyż odbywa się na świeżym powietrzu. Często także pod opieką dzieci są jakieś zwierzaki np. kozy, koty, psy czy kury. Dzieci poznają naturę, korzystają z możliwości ruchu na świeżym powietrzu, dzięki czemu unikają nadwagi, poprawiają swoją postawę, unikają wad wzroku, mają lepiej wykształcone funkcje motoryczne, rozwijają kreatywność, wymyślając samodzielnie zabawy, uczą się odpowiedzialności opiekując zwierzętami. Dzieci takie także oczywiście mniej chorują, bo w naturalny sposób budują i wzmacniają swoją odporność.

Niestety, w Polsce takich placówek jest naprawdę niewiele, niektóre dopiero startują, a to czy zyskają sympatię będzie można ocenić pewnie dopiero za kilka lat. Jest to jednak, jak widać, bardzo ciekawa odmiana dla tradycyjnego budynku przedszkolnego, na dodatek pełna zdrowotnych korzyści dla maluchów.

Follow MuruMuru:

Starsze posty autora o niezwykłym imieniu

Leave a Reply