Nie noś, bo się przyzwyczai!

z Brak komentarzy

Fotografia-kreatywna-w-Krakowie-Wieliczce

„Nie noś, bo się przyzwyczai! Nie noś, bo rozpieścisz!”
Chyba nie da się inaczej zacząć tego wpisu, jak cytując to znane wszystkim matkom powiedzonko. Jestem pewna, że każda usłyszała je co najmniej raz, bo jeśli nawet nie wygłosiła tego jakaś inna matka (własna lub znajoma), to na pewno zdanko to obiło się o uszy chociażby w Internetach. Niby bowiem trend tzw. zimnego chowu odchodzi w zapomnienie, jednak nadal metody z tych czasów są bardzo popularne i nawet mamuśki twarde, mocno ugruntowane w swoich metodach wychowawczych czasem dają się zastraszyć tym rozpieszczaniem. Noszenie ogólnie nadal nie jest zbyt dobrze widziane, bo przecież to musi być matka nieudolna, skoro nie potrafi poradzić sobie z beczącym dzieckiem inaczej jak je podnosząc i jeszcze (olaboga!) dając mu ekhm… cycka… (Dla porównania smoczek jest jak najbardziej w porządku.)

 

Tymczasem istnieją badania i obserwacje, które jednoznacznie mówią, że noszenie dzieci jest jak najbardziej naturalne i zdrowe. Ale dobrze, zostawmy jednak badania, porzućmy powszechne przekonania i postawmy na logikę oraz zmysł obserwacji. Damy radę? Czemu nie!

 

Po pierwsze primo: Spróbujmy wczuć się w rolę malutkiego, bezbronnego dzieciaka, który to dopiero co pojawił się na tymże łez padole i… beczy. Beczy ledwie odłożymy gdziekolwiek. Beczy w łóżeczku i w wózku, a także na kanapie. Beczy kiedy matka pójdzie do łazienki na całą minutę. Ok, zatem na początek rozważmy, dlaczego ono beczy, hm? Bo jest złośliwym manipulantem i pragnie rodzicom życie utrudnić? Bo ćwiczy płucka? Bo nie chce, żeby matka zjadła śniadanie? I żeby rodzice samolubnie zajmowali się sobą? Pewnie tak. Bo takie to małe, a takie sprytne, załatwić się do nocnika nie potrafi, ale już knuje swoje małe intrygi. Na pewno przecież nie beczy dlatego, że się boi. Czego bowiem miało by się bać w tym nowym, obcym świecie, kiedy tak sobie słodko leży w pustym, zimnym łóżeczku całkowicie samotnie? Zresztą, na pewno też nie beczy dlatego, że pragnie towarzystwa kiedy może siedzieć sobie z jakąś miłą grająco-świecąco-skaczącą plastikową zabawką. Absolutnie nie jest możliwe, by dziecię beczało dlatego, że pragnie się przytulić, albo po prostu potrzebuje uwagi. Czy dorosły człowiek miewa ochotę „się przytulić”? Ach, no i tak… Jak dziecko potrzebuje uwagi, to bardzo zły znak! To znak, że się samo sobą nie zajęło (takie błędne koło), a przecież od samego urodzenia powinno być możliwie najbardziej samozajmowalne, co by rodzice mogli odetchnąć.

 

Po drugie primo: Istnieją pewne teorie, wg których ponoć człowiek jest w pewnym sensie zwierzątkiem, a na dodatek zalicza się do ssaków. Jeśli spojrzeć na ssaki, co możemy zrobić nawet nie mając specjalnego wykształcenia ani kanału Discovery… To co widzimy? Zapewne widzimy, że wiele zwierzątek swoje potomstwo obrzydliwie rozpieszcza. Nosi, mizia, usypia cyckiem. Że mama przykładowo misiowa nie wstawia swojego małego misia na noc do jaskini obok i nie czeka aż miś się wyryczy, bo ona się chce wysypiać. A mama małpka nie wozi swojej małej małpeczki na oddalonej o metr od siebie gałęzi. W naturze, jeśli mamuśka swoje dziecko separuje, to wpada to w kategorię: „odrzuciła swoje dziecko”. W dżungli takie dziecko zjada paskudny drapieżnik, a w zoo to pracownicy mamusiują bidoczkowi. W ten sposób wychodzi na to, że w niektórych miejscach ziemi, zdaje się od kilkudziesięciu lat, niektórzy ludzie są odmienni gatunkowo i poprzez separację swoich dzieci podejmują m.in. walkę z drzemiącym w każdym maluchu demonem. Demonem, który sprawia, że dzieci są rozpieszczone… Cokolwiek znaczy to słowo, bo choć ma tak negatywny wydźwięk, to zapewne trudno określić o co chodzi.

 

Dobrze, wiemy już zatem, że noszenie dzieci jest szkodliwe i dziwne. Ciężko w takiej sytuacji wspominać o fatalnym zboczeniu jakim jest noszenie ekhem… w chuście… Choć może jednak temat warto prześledzić, bo noszenie dzieci w chustach robi się coraz popularniejsze, mimo, że nadal widok kobiety z dzieckiem owiniętym w kolorową szmatę budzi dość skrajne emocje. (Widok mężczyzny to już zakrawa na skrajne dziwactwo i nasuwa skojarzenie typu dżęder.) Najczęściej takie widoki oczywiście komentują słynne, dzisiejsze babcie, wg których „dziecko jest takie pościskane i pogięte”. Dodatkowo chustonoszące mamuśki często mają głupie pomysły, bo np. latem nie zakładają swoim pociechom skarpet, ani czapeczek z nausznikami. (Wszyscy wiemy, że w naszym wietrznym kraju łatwo o złośliwe powiewy wślizgujące się do maleńkich uszu dzieci… Dorośli potrafią robić uniki, dzieci są za głupie. A skarpetki to nawet na 30 stopni trzeba włożyć, bo przez stopy ucieka dusza.) Ileż to można się nasłuchać, jakie to noszenie w kawałku szmaty to nie dość, że niezdrowe, jeszcze do tego absolutnie prymitywne. W trzecich światach tak noszą. Czwartych i piątych też. W zapyziałej Afryce brudne, głupie kobiety tak noszą. Bo nie stać ich na wspaniały europejski wynalazek jakim jest wózek. Bo nie są tak oświecone, by wiedzieć co to wózek.

 

W tej sytuacji ciężko zrozumieć o co chodzi tym dzieciom… Większość bowiem maluchów podejrzanie lubi noszenie w chuście. Widać dzieci są prymitywne i od urodzenia masochistycznie lubią się męczyć w tych niezdrowych pozycjach. Albo po prostu są tak złośliwe, że nawet w szmacie wysiedzą, byle matce dokuczyć i nie dać jej w spokoju zrobić manicure? Ciekawe… Ciekawe, czy jakieś badania poczynili nad tym amerykańscy naukowcy. Istnieje bowiem pewne prawdopodobieństwo, że noszenie w chuście może dawać pozytywne rezultaty psychofizyczne. Ostatnio nawet media przebąkują o zbawiennym kontakcie skóra do skóry (dla bardziej światowych tzw. skin to skin ;)), między innymi niby wcześniaki kangurowane lepiej się rozwijają. Dodatkowo pojęcie „fizjologicznej żabki” nabiera popularności. Chusta tkana bowiem to taki zdumiewający wynalazek, że zapewnia dziecku zbawienny kontakt fizyczny z rodzicem, jednocześnie utrzymując malucha w prawidłowej pozycji i uwalniając ręce noszącego. Dobrze, ale ta prawidłowa pozycja to jaka? Taka pozwijana…?

 

Spójrzmy zatem na ułożenie noworodka w brzuchu matki oraz na ułożenie malucha w chuście. Czy jakieś podobieństwa widać? Zaokrąglony kręgosłup oraz nóżki w pozycji fizjologicznej żabki – to elementy prawidłowej pozycji dziecka podczas noszenia. Tak, to prawda, że kręgosłup malucha powinien się prostować, ale ten proces następuje stopniowo, a nie w ciągu kilku chwil po porodzie. Dzieci są szalenie elastyczne, ale nie zmodyfikują sobie układu kostnego w kilka chwil. Co za tym idzie, usztywniane nosidła, wymuszające prostą sylwetkę podczas noszenia dla dzieci nie są wcale zdrową opcją. I tutaj czas by wspomnieć o ciekawym zjawisku, które warto kiedyś bliżej omówić tj. potworności zwanej w kręgach chustonoszących Wstrętnym Wisiadłem. Wstrętne Wisiadło jest otóż odmianą nosidła, które jest „wąskie w kroku i sztywne w plecach”, co sprawia, że malec zwyczajnie wisi na kroczu i jest przymuszony do zbytniego ja na jego możliwości wyprostu kręgosłupa. Żeby to sobie to bardzo kolorowo wyobrazić można się dla testu zawiesić na stringach odchylając się do tyłu i wkładając szyję w kołnierz ortopedyczny. Że niby niewygodne? Niemożliweee…

 

Zatem… czy nadal szał na szmatonoszenie zalatuje głupawym prymitywem i patologią?
Jakby nie było… Ciąg dalszy nastąpi!

Follow MuruMuru:

Starsze posty autora o niezwykłym imieniu

Leave a Reply