Dziecko nie jest ograniczeniem!

z 2 komentarze

Dziecko nie jest ograniczeniem!

Nastała era matki i dziecka, na wielu blogach można o tym poczytać. Matki porzuciły miotły, pieluchy, gary i z latoroślami pod pachami ruszyły ochoczo na ulice. Wszędzie mnożą się zajęcia dla mam z dziećmi, warsztaty, spotkania, seanse w kinach.

Matki podróżują, pracują, ćwiczą i nie siedzą już dłużej w czterech ścianach gotując obiadki czy piorąc pieluchy. W prasie co rusz artykuł o tym, jak to się kolejnej matce udaje „łączyć karierę z macierzyństwem” (czy macierzyństwo z karierą, jak kto woli ;)), a telewizja śniadaniowa serwuje opowieści o matkach ekstremalnie wręcz podróżujących ze swoimi pociechami. Wszystko to budzi podziw i przyklaskuje do rytmu słowom, że „dziecko nie jest ograniczeniem”. Bo przecież „wszystko się da, tylko trzeba chcieć i się zorganizować”.

I widzisz, jeśli nie wyszło ci babo, bo siedzisz w domu i nawet obiadu zrobić nie zdołasz, to jesteś niezorganizowaną sierotą, leniwą kurą domową, która z życiem sobie nie radzi i winna się wreszcie ogarnąć. Jeśli jeszcze do tego, kobieto nie schudłaś po porodzie (nieważne czy minęły 3 miesiące czy 2 lata), nie chodzisz regularnie na fitness, do fryzjera i kosmetyczki, nie uskuteczniasz żadnego hobby i nie dorabiasz na boku, to już ogólnie fatalna sprawa, wstyd i z czym do ludzi.

Większość niedoszłych matek zapewne obiecuje sobie, że po porodzie będą nadal aktywne i pojawienie się potomka nie zamknie ich w czterech ścianach. Co takiego się jednak dzieje, że nie wszystkie matki zasuwają z plecakiem po egzotycznych krajach, ani nie wracają do formy w ciągu miesiąca? Przecież z dzieckiem można tak wiele! Hę? No to jak?

Prawda jest taka, że… pewnie, można! Tylko gdzieś tam na dole jest dopisek drobnym druczkiem. I tego dopisku nikt nie wrzuca się jednak na te wszystkie samochwalne blogi, kanały na youtubie, czy grupy na fejsiku.

I tak na przykład, po pierwsze primo:

Dzieci generalnie to takie małe człowieki, które to różnią się między sobą. Oczywiście, panuje pogląd, że przecież takie małe dziecko jest niczym plastelina, którą wystarczy odpowiednio urobić. Jest to jak zwykle prawda połowiczna, bo jedna plastelinka jest mięciusia i zaraz wychodzi z niej rozkoszny Plastuś, a z innej człowiek się upoci i ledwie wałek ukręci. Rozjaśniając tę jakże zawiłą figurę literacką – nie wszystkie dzieci, także (i zwłaszcza) w wieku niemowlęcym łatwo ulegają rodzicielskim pomysłom. I tak na przykład jest cała masa maluchów, które grzecznie śpią w łóżeczku, ciumkają smoka i gapią się w ścianę oraz pokornie dają się wozić, gdziekolwiek mama sobie wymarzy. Dla kontrastu istnieją także dzieciaki, które owszem, za mamą wszędzie, ale z wrzaskiem i pretensjami. Donośnymi – żeby była jasność. Wiem, że wiele osób, także tych wielokrotnie nawet dzieciatych, mogło nie słyszeć o takim zjawisku, ale zdarzają się dzieci, które nienawidzą wózków i fotelików samochodowych oraz ogólnie są rozdarte i trudne w obsłudze. (Można np. zapytać wujka Gugla o coraz popularniejsze pojęcie „high need baby”, to sporo wyjaśnia.) Przypadki takie wsadzone w fotelik będą wyć póki nie omdleją ze zmęczenia. Oczywiście, rzec można „To jedź pociągiem, tramwajem lub rakietą kosmiczną”. Nie ma sprawy, tylko czasem taka podróż rozciąga się niczym przysłowiowa guma wiadomo skąd i zamiast godzinki w jedną stronę, mamy 5 godzin z przesiadkami, co rodzi się pytanie, w imię czego warto było się tak umęczyć. No ale – nie ma co się zamykać w domu nieprawdaż? Trza wyjść, ściorać się po pachy, dumnie znosić uwagi innych „bo czemu to dziecko tak płacze???”, wykładać cycka co pół godziny, nawet przy autostradzie, bądź przy śmietniku i spacerować szlakiem przewijaków, a potem wrócić z dumą na czole i rzucić partnerowi w twarz: „Jak widzisz, nie siedzę w domu, jestem aktywna!”, po czym popełnić samobójstwo ze zmęczenia. Szczególnie fajne są wypady do znajomych. Skoro samochodem się nie da, to może jakiś dyliżans, który zdoła pokonać trasę w półtorej godzinki, w międzyczasie uda się trzy razy nakarmić malucha i zrzucić parę kilogramów z nerwów wielokrotnie opryskliwie odpowiadając na cudze przytyki. Potem u znajomych, jeśli dzieć nastrój będzie mieć dobry, może uda się powąchać kawę, przewinąć, zamienić ze dwa zdania, uspokoić wyjca i ruszyć z powrotem. Rewelka i sama przyjemność.

(Jeśli czytelniku chcesz teraz napisać, że dziecko w samochodzie można czymś zająć, to zapewniam, że są gatunki dzieci, przed którymi można tańczyć na rzęsach i nie będzie to miało znaczenia. Najlepsza zabawka nie poskutkuje, smoczki, butelki, nawet i niepedagogiczne tablety. Też bym nie uwierzyła, gdybym nie zobaczyła.)

Generalnie ten przydługi opis miał na celu zobrazować nieco sytuację taką, że zdarzają się dzieci, z którymi naprawdę trudno „wychodzić z domu”. (Nie że to niemożliwe, ale naprawdę trudne.)

 

Po drugie primo:

Priorytety i wyżej wspomniana wrażliwość. Bo wszystko można robić, jednak każde działanie ma swoją cenę. Cena wiadomo – sprawa indywidualna, dla jednego wysoka, dla innego bajecznie niska. Zdarzają się z natury nieszablonowe matki, które jednak wybierają schematyczne, nudne dni, bo rutyna służy ich dzieciom. Dlatego zamiast codziennie oddawać się szaleństwom, decydują się na święty spokój i gniją w chałupie karmiąc i przewijając wg grafików. Takie przykłady, zdecydowanie mniej banalne można mnożyć w nieskończoność, bo można się spierać o to, czy faktycznie to, co uszczęśliwia matkę jest równie satysfakcjonujące dla jej pociechy oraz gdzie jest bezpieczna równowaga między tym, co dla dziecka, a tym co dla matki. Bo może zamiast biegać codziennie po 20 km, mamusia wybrała zajmowanie się dzieckiem. A może i nawet nie wybrała… A może jednak jakoś nie potrafi słuchać wycia wrzaskuna…?

 

I… Po trzecie primo:

Możliwości. Te fizyczne i te psychiczne. Bo nie każdego mówiąc prostacko stać na truskawki i szampana. Ciężko jest mieć własne hobby, kiedy nie ma nikogo, kto zająłby się w tym czasie potomkiem. No ale jasne, zawsze można powiedzieć „Trzeba było myśleć wcześniej i zarabiać mamonę na opiekunkę”. Ano. Jednak jakby to było takie proste, to wszyscy bylibyśmy milionerami. Owszem, można też wiele robić kiedy dziecię słodko sobie śpi. O ile masz kobito siłę i po całym dniu spoczywanie na sofie w ciszy z kubkiem herbaty nie jest jedynym na co masz ochotę. Oraz przede wszystkim – o ile faktycznie dziecię słodko śpi, bo można trafić na gagatka, który sypia fatalnie, co, subtelnie mówiąc, może nieco popsuć nocne plany. Ciężko nawet podłogi umyć, jeśli co chwilę trzeba biegać, by spacyfikować delikwenta. I nie – większości takich przypadków się nie leczy. Niemowlęta i małe dzieci raczej dość kiepsko sypiają, a te słynne „przesypiane noce” są znacznie rzadsze aniżeli się powszechnie uważa. A nawet jeśli sen dziecięcia jest wybitnie dla pozostałych członków rodziny dotkliwy, to i tak zazwyczaj sensownej pomocy w tym względzie matka nie uświadczy. Sytuacja bez wyjścia nie jest, bo po prostu skoro dziecia nie da się na czyjeś barki zrzucić, to oczywista sprawa –  należy czynić wszystko w jego towarzystwie. Wszelakie rękodzieło i projekty graficzne można spokojnie uskuteczniać z dzieckiem w chuście na plecach. Nie? No dobra, to trudne, zatem weź kobito, znajdź coś innego. Jeśli nadal nie pasuje, to jeszcze coś innego. Kiedyś w końcu trafisz. Albo zastosuj magiczne zaklęcie, które sprawi, że dziecko zajmie się sobą. Nie znasz? Jak to???

 

Można by wiele jeszcze wywlekać punkcików i nie chodzi wcale o to, żeby hejtować aktywne mamuśki, a te leniwe, zalegające na sofach usprawiedliwiać i użalać się nad nimi. Chodzi o to, że decyzje, które podejmujemy to nie zawsze kwestia tylko i wyłącznie „chce mi się, czy mi się nie chce”, bo na każdą nasza decyzję składa się całe mnóstwo czynników. Generalnie to naprawdę cudowne, że wreszcie matka z dzieckiem może wyjść z domu, wyjść do ludzi, że rodzą się coraz to nowe możliwości, że kobiety są coraz odważniejsze i zadziwiają osiągnięciami. To świetne, że zamiast gapić się w okno, matki udają się w dalekie podróże. Podziw i szacun. Jednak nie każda matka poczyni takie cuda i wcale nie dlatego, że brakuje jej chęci czy siły. O tym powinniśmy pamiętać nim spojrzymy z pogardą na jakąś szarą, zmęczoną kurę domową. Bo zdumiewające, że tak wiele osób mierzy cały świat swoją miarą i nijak nie potrafi wspiąć się na wyżyny wyobraźni i choć odrobinę zmienić perspektywę. Ponoć jednak przewrotny los wcześniej czy później daje takowym stosowną nauczkę 😉

 

Follow MuruMuru:

Starsze posty autora o niezwykłym imieniu

komentarze

  1. Ewelina
    | Odpowiedz

    Świetny artykuł! Dziękuję

    • MuruMuru
      | Odpowiedz

      Pięknie dziękujemy 🙂

Leave a Reply